Pod brukiem jest plaża


Dopóki będzie istniał podział na więźniów i „normalnych” ludzi, będzie wybuchał we mnie bunt
28/10/2009, 00:21
Filed under: więzienia | Tagi: , ,

Poniżej publikujemy kolejny list od Artura Konowalika, więźnia z ZK w Rzeszowie. We wcześniejszych listach Artur pisał o życiu więziennym, o oddziałach dla niebezpiecznych więźniów, tym razem możemy przeczytać o formach samookaleczeń więźniów. Namawiamy do kontaktowania się z Arturem, wysyłania listów (najlepiej poleconych – są duże problemy z docieraniem do niego korespondencji). Wiemy, że nagłośnienie jego sprawy odniosło skutki i nie mamy na myśli tylko i wyłącznie otrzymywania listów przez Artura. Konowalik nie poddaje się i w poruszający sposób opisuje kawał swojego życia, które jest jednym z bardzo wielu (prawie stu tysięcy) żyć za polskimi kratami więziennymi.

Dopóki wszyscy nie będą wolni, wszyscy jesteśmy więźniami.

ACK Poznań


Artur Konowalik
Zakład Karny
Załęska 76
35-322 Rzeszów

Witam,

Na wstępie dziękuję wszystkim ludziom, którzy w jakikolwiek sposób się zaangażowali w drukowanie moich listów, przetłumaczenie ich na języki obce. Dzięki temu dostałem kilka listów, także z zagranicy, co świadczy, że do dużej rzeszy ludzi dotarły moje słowa, mam także widzenia z osobą, która właśnie poznała mnie dzięki tym listom. To wszystko dzięki dobrym ludziom, którzy mieli jakikolwiek wkład w to wszystko, serdeczne dzięki wszystkim. W poprzednim liście, który był wydrukowany pisałem o oddziale dla niebezpiecznych więźniów, w którym byłem.

Do tego, co napisałem w sumie niewiele mógłbym dodać. Ale chciałbym poruszyć różnego rodzaju formy protestu, jakie ludzie tutaj stosują. Należę do ludzi, którzy też protestowali w ekstremalny sposób, chodzi o tak zwane połyki. Robiło je i robi wiele ludzi z najróżniejszych powodów. Opisując swoje przeżycia i doświadczenia nie piszę tylko o sobie. Jestem jednym więźniem z wielu, którzy mieli takie same lub podobne przeżycia i doświadczenia. Ze względu na bardzo długi czas jaki upłynął nie pamiętam, z jakiego powodu pierwszy raz dokonywałem połyków, było to 10 lat temu a powodów do protestu zawsze było dużo i jakoś nie mogę sobie przypomnieć o co wtedy walczyłem. Może najpierw wytłumaczę co to są połyki, tak się nazywa samouszkodzenie, które wygląda tak, że łyka się różne stalowe rzeczy. Zazwyczaj są to pręty wyprostowane z haków z pryczy lub sprężyny pochodzące też z „łóżka”. Taki wyprostowany pręt stalowy ma od 13 do 18 cm. Łykający zawsze wybiera jak najdłuższy, aby czasami nie wydalić, co zdarzało się podczas gdy pręty były krótkie. Ja łyknąłem dwa pręty powyżej 16 cm, co nie jest łatwą sprawą. Połyk zgłosiłem klawiszowi, było to w ZK w Przemyślu. Jest to mały ZK i taki połyk zrobił sporo zamieszania. Doprowadzono mnie do lekarza, który mnie podotykał i zostałem doprowadzony do prześwietlenia, gdzie musieli upewnić się, że nie kłamię. Po zrobieniu prześwietlenia podpisałem zgodę na operację, którą przeprowadzali w ZK w Krakowie. Zostałem przewieziony na chirurgię do Krakowa. Spotkałem tam ludzi z całej Polski z najróżniejszymi samouszkodzeniami., przeważały jednak połyki. Były jednak groźniejsze samouszkodzenia, jak np. połknięta kotwica, jakiej używa się do łowienia ryb, zrobiona na taki wór i zakotwiczona gdzieś w przełyku. Nieraz w takim miejscu zahaczona, że trudno do nie dotrzeć przez otwarcie klatki piersiowej. Był chłopak, który wyrwał sobie oko. Byli ludzie ze zrobionymi wstrzykami, czyli strzykawką wstrzykiwali sobie różne świństwa, zazwyczaj ślinę w różne części ciała, co powodowało gnicie ciała. Byli ludzie, którzy zasypywali sobie szkłem lub grafitem ołówkowym oczy. Byli z wbitymi igłami w okolice serca. Z połkniętymi żyletkami. Ludzi robili samouszkodzenia z najróżniejszych powodów, zazwyczaj była to forma protestu przeciwko czemuś, forma buntu, forma walki z czymś lub kimś. Byli też ludzie, którym po prostu odwalało z różnych względów i robili samouszkodzenia, lecz było ich mało.

Podczas mojego pobytu tam ludzie opowiadali o słynnym chirurgu o nazwisku D. [nazwisko do wiadomości ACK Poznań], który podejmie się każdej operacji, pomimo tego, że nie jeden umarł mu na stole i niechlubnej ksywie Rzeźnik. Operacje były prowadzone w każde środy, więc wiedziałem, że niewiele mi zostało do położenia się na stół. Widziałem chłopaków po operacjach i byłem wstrząśnięty zdolnościami D. do szycia ran. Rana na 12, 15 cm złapana czterema szwami, krzywo, byle jak, po prostu na odpierdol. Przypuszczam, że ludzie po sekcjach zwłok lepiej są szyci niż ludzie żywi przez „pana D.”. Bałem się tej operacji lecz musiałem przez nią przejść, nie mogłem żyć z żelastwem w żołądku. Przyszła środa i dostałem tabletkę przed operacją zwaną głupim Jasiem na lekkie otumanienie, na strach przed operacją. D. od rana zapierdalał jak maszyna, jeden po drugim. Czekałem na swoją kolejkę, poszedłem do łazienki, gdzie kazano mi podgolić brzuch. Stałem pod prysznicem gdzie zwlekałem. Jakie było dla mnie zaskoczenie gdy zobaczyłem D., który stał w czepku z rękawicami na dłoniach oznajmiając „szybko wyłaź, idziemy na stół bo następny czeka”. Rozjebał mi psychikę i byłem bliski rezygnacji. Lecz przełamałem strach i poszedłem jak baran na rzeź. Położyłem się na zimny stół, gdzie popodpinano mnie do aparatury, był D., jakiś anestezjolog i kilka wrednych bab, które odnosiły się do mnie jak do mięsa do cięcia, anie jak do człowieka. Wstrzyknięto mi coś i patrząc na ogromną lampę odpłynąłem. I co dalej, niby usnąłem lecz tak naprawdę byłem świadomy, byłem sparaliżowany, nie mogłem nawet ruszyć palcem. Słyszałem odgłosy rozmowy, odgłosy narzędzi odkładanych do miseczek. Czułem ogromny ból w miejscu, gdzie mnie otwierano. Byłem świadomy, lecz nic nie mogłem zrobić. Tego nie da się opisać. Po wszystkim przewieźli mnie do pokoju obok, gdzie byłem „wybudzany” przez D. Gdy doszedłem do siebie i mogłem się ruszać i mówić, krzyczałem na D., że wszystko czułem. Zawieźli mnie do celi, gdzie dochodziłem do siebie. Odkleiłem opatrunek chcąc zobaczyć jak to wygląda. Nie zaskoczyły mnie standardowe 4 szwy. Po paru dniach zostałem przeniesiony na ogół, gdzie miałem czekać na transport do Przemyśla. Nikogo nie interesowało przy przerzucaniu mnie na ogół, że jestem po operacji, musiałem dźwigać moje rzeczy, koce, materace i wszystko co posiadałem. A ważyło to dużo. Pomyśleć, że po operacji trzeba nieść taki ciężar samemu. Mówi to samo przez siebie jak to wszystko wygląda.

Dojechałem do Przemyśla. Przy przyjmowaniu mnie zostałem „lekko” pobity. Kopać za bardzo nie mogli, byłem przecież po operacji. Ale tak mnie to wkurwiło, że zaraz po wejściu na celę prostowałem haki i jeszcze tego samego dnia byłem znów wieziony do Krakowa. To był powód, że zrobiłem drugi połyk. Znowu historia zaczęła się powtarzać i znowu czekałem na operację. Przyszła środa i wściekły D. czekał na mnie w swoim królestwie. Mając złe doświadczenie poprosiłem anestezjologa aby dobrze mnie uśpił, gdyż był obchód po celach. Czasami robili takie obchody i pytali o zdrowie tak jakby byli zatroskani i martwili się o zdrowie mięsa do krojenia. Była środa i nie doczekałem się operacji, zostałem przeniesiony na ogół i przewieziony do Przemyśla. Nic z tego nie rozumiałem. Miałem mieć operację i tuż przed operacją zrezygnowano z niej. D. czekał, mieli mnie kroić i z jakiegoś powodu zrezygnowano tuż przed operacją i wywieźli mnie z chirurgii do Przemyśla, gdzie dowiedziałem się, że termin operacji przenieśli, gdyż zagraża to mojemu życiu i operację będę miał za 3 miesiące. Ładnie, ze stalowymi prętami w żołądku chodzić 3 miesiące. Dosyć często bolał mnie żołądek gdyż pręty nie zawsze dobrze się układały, ścianki żołądka uciskały pręty i bolał brzuch. Później się dowiedziałem, że celowo byłem w ostatniej chwili odwołany z operacji. Byłem „buntowniczym, krnąbrnym” więźniem i chcieli mi dać nauczkę i odstraszyć od połyków (zajebisty sposób, aby dać nauczkę i odstraszyć. Nie ma co). Przemęczyłem te 3 miesiące i zawieźli mnie w końcu do D., gdzie ze strachem a zarazem ulgą kładłem się na stół. Znowu poprosiłem na miejscu leżąc aby dobrze mnie uśpili. A anestezjolog ku memu zdziwieniu zadał mi pytanie „A nie będziesz robił więcej połyków?”. Wszystko mi to wyjaśniło. Już byłem pewien, że chujowe mnie uśpienie nie było przypadkową, lecz celową zagrywką, aby „odstraszać”. Odpowiedziałem, że nie będę więcej robił połyków, nie wiedząc czy to rzeczywiście ostatni mój połyk i zostałem uśpiony jak należy.

Po operacji jednak nie było już tak kolorowo, coś mi się działo, że spuchł mi brzuch. Wszystko podeszło ropą i bolało jakby miał mi pęknąć brzuch. Po paru dniach zgłosiłem to i od razu wylądowałem znowu na stół, gdzie na żywca wjebano mi przez zasklepioną już ranę nożyce i wbito głęboko dren. Schodziła ze mnie ropa i wypłynęły kawałki zielonej tratwy, którą mnie szyli. Wniosek jest prosty, albo dostał się do brzucha jakiś brud podczas operacji albo to ta tratwa, którą mnie poszyli bo wypływała małymi kawałkami. Tak to wszystko było ponad moje siły i stwierdziłem, że to koniec już z połykami. Pisząc to wszystko chciałem opisać wszystko z mojego doświadczenia, takich ludzi z podobnymi doświadczeniami jest dużo. Są traktowani nie jak ludzie, lecz jak rzeczy, jak mięso do krojenia, które kładzie się na stół i bawiąc się w chirurga kroić. Patrzę na to wszystko z punktu widzenia, że wszyscy ludzi powinni być traktowani jak ludzie, jak równi ludzie bez względu na podziały typu człowiek z wolności i więzień. Takich rażących sytuacji gdzie łamie się prawa człowieka widziałem bardzo dużo, przykładem może być np. ZK w Kielcach. Wspomnę, że po samouszkodzeniach psychiatra z Krakowa słynny T. [nazwisko do wiadomości ACK Poznań] po rozmowie ze mną „5-minutowej” stwierdził, że mam zaburzenia osobowości i jestem pierdolnięty bo protestuję i buntuję się odbierając sobie zdrowie. Przepisał mi jakiś syrop, po którym z pewnością op dłuższym czasie byłbym rośliną, był niby na uspokojenie, wypiłem go raz, MASAKRA.

I po takiej opinii jaka napisał wylądowałem w Kielcach na oddziale dla „pierdolniętych”. Większość naprawdę o byli chorzy ludzie, ale byli też normalni ludzie, którzy po prostu znaleźli się tam, bo protestowali, buntowali się. Widziałem traktowanie tych ludzi przez służbę więzienną, były to poniżania, wyzwiska wulgarne, kopanie po tyłku, często tych najsłabszych, skończonych prochami, którzy nie mieli kontaktu z rzeczywistością. Ludzie tam dostawali w kieliszkach prochy, często po kilka sztuk, różne kolorowe, po których byli jak zombie. Z takich się wyśmiewani i tacy byli szykanowani najbardziej. Nie mogli się postawić, zaprotestować, dlatego często byli ofiarami. I oni mieli się za lepszych ludzi niż ci, którzy tam przebywali? Ja jak byłem przyjmowany to znaleźli mi nielegalną rzecz, którą posiadałem, przybiegła kierowniczka, która rządziła całym wariatkowem czyli dwoma oddziałami. Nie znając mnie zaczęła mnie wyzywać od wariatów, debili itd. Nie wytrzymałem i krzyknąłem do jakim prawem wyzywa mnie nie znając mnie. Tak byłem wtedy wulgarny co do niej. Widząc, że się postawiłem, uciekła na inny oddział a mnie wzięli na dyżurkę, gdzie przyszło kilku klawiszy i skopali mnie, później zadali mi pytanie czy wiem dlaczego i za co. Oczywiście, że wiedziałem. Stwierdzili także, że z tygrysów robią tu kotki. Później miałem spokój, odnosili się do mnie normalnie, jak na warunki więzienne. Wydaje mi się, że zobaczyli, że nie dam się, nie pozwolę sobą pomiatać i dlatego dali mi spokój. Po 1,5 miesiąca stanąłem na komisję, na której zadano mi pytanie „po co pana tu przywieźli, jest pan normalnym człowiekiem”, co znaczyło, że nie jestem pierdolnięty i przewieźli mnie z powrotem do Przemyśla ku zdziwieniu klawiszy, którzy mnie przyjmowali. W Kielcach byłem tylko 1,5 m-ca, więc do końca nie poznałem wszystkiego, gdyż jest to za krótki czas.

W poprzednich listach i teraz to co napisałem to z grubsza opisałem system jaki tu działa. Nie stawia nas więźniów w jednym szeregu z tak zwanymi „normalnymi ludźmi”. Zawsze byliśmy, jesteśmy i będziemy postrzegani jako ludzie z marginesu, którzy według systemu powinni czuć się gorsi od wszystkich. I dopóki będzie istniał taki podział będzie wybuchał we mnie bunt. Skoro mam być inny niż wszyscy to właśnie taki będę. Niektórzy mogą mnie nie rozumieć, mogą oceniać, mogą krytykować, Lecz tak naprawdę wiele ludzi nie wytrzymałoby tutaj lat zmagania się z systemem. Ja mam cel jeden, działać. Nie leżeć na pryczy i myśleć, że coś by się zrobiło ale nie ma się odwagi. Ja coś robię i jestem z tego dumny. Chciałbym pozdrowić wszystkich ludzi, którzy do mnie napisali i podziękować im. Proszę o listy, odpiszę na każdy. Proszę wysyłać listy polecone, wtedy nie zaginie „w drodze do mnie”.

Dziękuję za wszystko.

Artek

za www.ack.most.org.pl


2 Komentarze so far
Dodaj komentarz

Dobrze że sie nie załamał ale działa!! i to jest postawa godna pochwały

Komentarz - autor: Czytelnik

zajebisty człowiek dwa lata byłem z nim w jednej celi dużo razem przeszliśmy. szanuję go i pozdrawiam takim ludziom trzeba pomagac. fuck the system. hwdp fudżi

Komentarz - autor: fudżi




Dodaj komentarz